Genezę Piotr Damasiewicz – Into the Roots należy podejmować w dwóch wiodących wymiarach, zdefiniowanych w samej nazwie projektu.
Etniczność i naturalna ekspresja, kontekst miejsca, jego ducha i specyfiki kulturowej – to elementy niezbędne do zrozumienia specyfiki powstania projektu Into the Roots.
Można przywoływać fakty dotyczące istotnych wydarzeń dla Into the Roots i tym samym klasyfikować je jako momenty, kiedy wszystko się zaczęło. Problem w tym, że to dość umowny rodzaj chronologii. Oficjalne powołanie do życia Into the Roots miało miejsce w Norwegii. Już w pierwszej chwili było powrotem do korzeni, bowiem cały bagaż improwizacji, rdzennego feelingu i groove wynikał z nastroju i postawy artystycznej Piotra Damasiewicza oraz Zbigniewa Kozery i Pawła Szpury na długo przed tym etapem. Słuszniej zatem mówić na temat niezwykłej genezy poza czasem, w sensie początku czy końca, gdzie miejsce oddziałuje na muzyków, którzy się w nim znajdują. Na połączenie muzyczne w tym trio również zdecydowanie wpłynął fakt wspólnej fascynacji muzyką afrykańską oraz doświadczenia z Czarnym Lądem. Zarówno Zbyszek i Paweł, jak i Piotr Damasiewicz byli świeżo po muzycznych podróżach w Tanzanii, Zanzibarze i Maroku.
W pasterskim klimacie fiordów Stavanger dzięki Monice Cichockiej Piotr Damasiewicz gra z Into the Roots pierwszy koncert w duchu aliansu awangardy i etniczności. Brzmienie dzwonków, odgłosów owiec i wiejący wiatr okazują się analogią improwizacji i nieokreślonego kształtu piękna, które praktycznie od zawsze tak bliskie jest Piotrowi Damasiewiczowi. Dla niego unikalność wynika z rdzenności tego co w głębii. Miejsca, w których można jej doświadczyć bardzo szybko stają się dla niego szczególne, i tak jest w przypadku Suchej Beskidzkiej. Znamienną dla Into the Roots Suchą Beskidzką Piotr Damasiewicz odwiedził pierwszy raz wiele lat temu, w 2006 r.:
„Studiowałem wtedy jeszcze w Katowicach. Koledzy, którzy już byli w Suchej opowiedzieli mi o Cofeina Jazz Cafe i polecali ten klub. Nie mylili się. Od dawna panowała w nim wspaniała atmosfera. Wówczas jeszcze prowadził ją Bogdan Fałowski, założyciel. Dzisiaj Cofeina Jazz Cafe idzie za ciosem i jest już nie tylko kawiarnią i klubem jazzowym, ale też i miejscem dla sztuki oraz organizatorem wydarzeń artystycznych”.
Piotr Damasiewicz szybko poznał mieszkającego na Śpiwlach Wiesława Francuza, dla przyjaciół „Vinczu”, który w gronie przyjaciół ma muzyków z całego świata.
„Gościł nas i szybko się zaprzyjaźniliśmy. Dbał, by niczego nam nie brakowało. Spotykałem u Vincza muzyków jazzowych, folkowych, grywałem z muzykami z powiatu suskiego. Uczyłem się od nich melodii ludowych, a oni się osłuchiwali w jazzie. Zamarzyła mi się wtedy płyta, która łączyłaby jazz z góralszczyzną, klimatem pasterskim”. Pomysł doczekał się realizacji. Muzycy spotkali się w domu dziadka Wiesława Francuza, a obecnie jego przyjaciółki Kasi Wysoczyńskiej i zarejestrowali materiał. Wśród nich był suszanin Jan Ryt, który zagrał na dudach i fujarce. – „Na płycie słychać po trochu Norwegię, Afrykę w tym Maroko i Tanzanię oraz polskie góry” – mówi Piotr Damasiewicz. Z racji tego, że płytę nagrano na Śpiwlach, to i taką nazwę otrzymała. Zawarte na niej utwory są prezentowane przez rozgłośnie radiowe, a płyta ta została wybrana płytą roku przez słuchaczy i czytelników RadiaJazz.fm i Jazzpressu. Piotr Damasiewicz poznawał coraz więcej muzyków z Suchej Beskidzkiej należących do miejscowych kapel góralskich, między innymi na wspólnym kolędowaniu u Pana Stanisława – jednego z mentorów i opiekunów muzycznych w tym regionie. Tak poznał się z siostrami: Natalią, Kamilą i Alicją Krzeszowiak oraz z rodziną Rytów – Janem, Pawłem i Krzysztofem, czyli muzykami Zespołu Regionalnego Ziemia Suska i Kapeli Mała Ziemia Suska.
„Kiedy już było po wydaniu »Śpiwli«, poczułem, że czas na poszerzenie brzmienia i sięgnięcie głębiej w etniczny i folkowy wymiar muzyczny. Idąc dalej, na rozszerzenie składu o śpiew i instrumenty smyczkowe oraz wprowadzenie więcej treści muzycznej, która nie będzie już tylko dodatkiem, ale w dużej mierze punktem wyjścia, elementem składowym całości. Tak powstał podwójny album »Watra«. Chciałem odnieść się do tradycji muzykowania w chacie góralskiej, tak jak to się tradycyjnie odbywa i połączyć to z klubem jazzowym, gdzie również jamowanie jest jego naturalną częścią. Muzyka z okolic Babiej Góry została połączona z jazzem i dźwiękami świata, które towarzyszyły mi podczas wieloletnich podróży”.